Uczę w liceum, wychowania fizycznego. Gdyby na tym kończyły się moje problemy... Podoba mi się pewna dziewczyna. Uczę ją. Jest przesympatyczna, bardzo inteligentna i dojrzała jak na swój wiek. Na dodatek jest piękna. Nie wygląda jak typowa nastolatka, ale jak młoda kobieta. Jest taka naturalna... Nota bene, wracając do jej cech niefizycznych - jest mądra, w dodatku świetnie mi się z Nią rozmawia. Jest w drugiej klasie. Nie mam może pięćdziesięciu lat, paręnaście mi brakuje, nie mniej, jest młodziutka, a ja, uwzględniając fakt, że trochę ją znam, rozmawiamy ze sobą, znamy się w zasadzie poza szkołą, patrzę na nią już nie tylko jak na obiekt pożądania, ale jakoś tak inaczej. Nie wiem jak mam to określić, żeby się nie zbłaźnić. Zakochałem się? Nie wiem. Nie potrafię określić swoich uczuć do Niej. Ona ma siedemnaście lat. W dodatku, zauważyłem, że ta śliczna pannica patrzy się na mnie tymi swoimi oczętami... w inny sposób. Nie w taki, w jaki patrzy się na znienawidzonego profesora, a na kogoś bliskiego... I teraz w czym problem. Nie w tym, że się "zakochałem" jak smarkacz, ale w tym czy, biorąc pod uwagę ponownie fakt, że znam ją poza szkołą, mogę zaprosić ją na spacer? Niekoniecznie na randkę, choć chciałbym, ale na spotkanie. Nie w gronie znajomych, ani w szkole, po lekcjach, ale na takie we dwoje. Spróbować?